Chyba ja jeden na całym świecie nie mogę zasnąć, oczarowany feerią różnobarwnych świateł, pulsujących za moim oknem. Zdaje mi się jakbym sam tańczył z zorzą polarną.
Sopot, zima 1970. Schowany pod kołdrą, trzymając latarkę w ręku, czytam “Zew krwi” Jacka Londona. Książka przenosi mnie do zamarzniętej tundry, gdzie poluję na karibu, szukam złota i pędzę psim zaprzęgiem pod bajecznym niebem dalekiej północy. Marzę, by zamieszkać wśród Indian, nauczyć się ich życia.
Własny pokój zamieniam w laboratorium, w którym próbuję się przystosować do ekstremalnych mrozów. Przez całą zimę ćwiczę spanie bez koca. Biorę nawet zimne kąpiele, ale tylko gdy rodziców nie ma w domu. Poza tym jestem narmalnym dzieckiem: chodzę do szkoły, odrabiam lekcje, pomagam w domowych zajęciach. Mama i tata starają się dobrze mnie wychować, a ja nie chcę ich zawieść.
Innym sposobem na ucieczkę od codziennej monotonii są oczywiście Kajtek i Koko. Razem z nimi podróżuję do odległych gwiazd i trwa to już ponad dwa lata! Lądowanie Amerykanów na Księżycu utwierdza mnie w przekonaniu, że oni także czytają „Kajtka i Koka w kosmosie”.
Fragment mojego dziennika, 1970
W “The Spirit Journey” również Kajtek i Koko odkrywają majestat zorzy polarnej…
… którą Koko widział po raz pierwszy podczas swojej arktycznej wyprawy w 1962 r.
Ilustracja Janusza Grabiańskiego z okładki „Białego Kła / Zewu krwi” Jacka Londona jest świadectwem wielkiej siły oddziaływania, jaką posiada sztuka. Rysunek ten na zawsze odmienił moje życie.
Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Janicz