W 1979 roku ukończyłem liceum i byłem fizycznie i psychicznie gotowy na wyprawę na Jukon. Jednak do tej podróży potrzebowałem sporej sumy pieniędzy na prowiant i wyposażenie „survivalowe”, (głównie karabin Winchester, kurtka puchowa i śpiwór wyprawowy dobry do temperatur poniżej -60 stopni Celsjusza).
Tej jesieni w tygodniu byłem pracownikiem budowlanym, a w weekendy kelnerem / zmywakiem naczyń w restauracji. Tak więc zarobiłem trochę pieniędzy, ale mieszkanie w Vancouver szybko to pochłaniało.
Następną wiosną 1980 roku, zostałem zatrudniony przez firmę zajmującą się sadzeniem drzew. Pomysł na pracę w szczerym polu, zarabianie dobrych pieniędzy, był interesujący i co ważniejsze, mogłem zabrać z sobą swojego psa Pretora!
Przez następne kilka miesięcy pracowałem z innymi plantatorami drzew na wybrzeżu Kolumbii Brytyjskiej. Nauka sadzenia sadzonek nie była trudna. Z biegiem czasu opanowałem technikę umiejętnego wykopywania małej dziurki, umieszczania w niej sadzonki, a następnie przechodzenia dokładnie trzy metry do następnego miejsca i powtarzania tego … dziesięć tysięcy razy dziennie!
Wkrótce Pretor także zainteresował się kopaniem dziur i zaczął mi pomagać. Jednak że nigdy nie opanował trzymetrowego odstępu, musiałem z nim poważnie o tym porozmawiać. Jego prawdziwy wkład zaczął się, gdy zaczął sikać na każde świeżo posadzone drzewko. „Aby pobudzić wzrost” – warknął. W końcu mój Pretor był ciężko pracującym psem!
Byłem świadkiem gwałtu na ziemi pozostawionej przez przemysł drzewny. Dziewicze wybrzeże zostało naznaczone brzydkimi płatami zwalonego lasu, rozciągającymi się na setki kilometrów. Zadaniem plantatora drzew było przywrócenie roślinności (i w pewnym sensie) usprawiedliwienie nieustającej dewastacji, którą postęp pozostawia po sobie.
Latem 1980 roku miałem „mnóstwo pieniędzy”, jedzenia, dobry, niezawodny sprzęt na wyprawę i przejażdżkę do Jukonu z moim nauczycielem z BC Quest Jimem i jego żoną Pam.
Fragment mojego dziennika, 1980 Vancouver, Kanada
Pięćdziesiąt lat później Padma i ja kupiliśmy kawałek ziemi w Australii. Wcześniej był to naturalny las, ale później został zrównany z ziemią dla celów rolniczych. Na tej posiadłości dobrze wykorzystałem moje umiejętności sadzenia drzew. Przez 7 lat zasadziliśmy hektary rodzimej roślinności, w tym eukaliptusów, oraz rodzimych krzewów i traw. Niektóre z ponownie zalesionych obszarów obejmowały dęby europejskie, brzozy i klony, oddające hołd krajobrazom naszych ojczyzn w Polsce i Nowej Anglii.
„Matka Wszechświata” w brzozowym lasku.
„Koronowany w chwale”, prezentuje się w gaju słoneczników.
Fragment mojego dziennika, 2010 Carlsruhe, Australia
Tłumaczenie z języka angielskiego: Ashika