W dzicz

Opuściłem dom latem 1980 roku, zapewniając rodziców, że jesienią wrócę do Vancouver. Powiedziałem im, że spędzę lato na kempingu z przyjaciółmi. Jednak utrzymywałem w tajemnicy, że ci przyjaciele zabiorą mnie na terytorium Jukonu, skąd rozpocznę własną podróż.

Nasza przygoda zaczęła się, gdy wreszcie wjechaliśmy na Alaska Highway. W tamtych czasach ta droga była nieutwardzona: pełno dziur, luźnego żwiru, zwierząt i dużej ilości kurzu. Ale w końcu dotarliśmy do stolicy Jukonu – Whitehorse. Po kolejnych 36 godzinach dotarliśmy do miasteczka Dawson, z bogatą historią gorączki złota. Opuściliśmy tam naszą ciężarówkę i wypłynęliśmy kajakami w dzicz.

Po dwu miesiącach wspaniałego biwakowania wróciliśmy do Dawson, aby odebrać ciężarówkę i ponownie ruszyć w drogę, tym razem na Dempster Highway (400 km na północ w kierunku koła podbiegunowego i rzeki Orzeł). Dempster jest słynie z ogromnej pustki i niekończącej się tundry, na której nie ma żadnych ludzkich siedzib.

W tym czasie nadeszła jesień, padał deszcz i zaczęły się bardzo zimne noce.

Kiedy dotarliśmy do Eagle Plains Lodge (które dumnie głosiło: „ostatnie jedzenie i zakwaterowanie po tej stronie koła podbiegunowego”), potrzebowaliśmy dobrego komfortu kulinarnego. Ucztowaliśmy tego wieczoru na hamburgerach z kurczaka, frytkach i szarlotce (ah, nawet po 40 latach wciąż smakuję ten wspaniały obiad)! 

Jednak w czasie tego posiłku, powoli rodziło się we mnie uczucie zwątpienia. Zaczynało mi świtać, że wkraczam na niebezpieczny kurs, jakbym stał nad wielką przepaścią. Jednak nie chciałem okazywać znajomym, że się boję, więc zamiast opóźniać wyjazd, zdecydowałem się pożegnać i ruszyć tego samego wieczoru.

Załadowałem kajak prowiantem i sprzętem, ostatnie uściski podzieliłem z Pam i Jimem, po czym ruszyłem w rwący nurt. Ten moment na stałe zapisał się w mojej pamięci: dwóch przyjaciół machających na pożegnanie, szum rwącej rzeki, zimne wieczorne światło, a potem… tylko ja i natura.

Z każdym pociągnięciem wiosła zmierzałem dalej w nieznane. Silny prąd utrudniał manewrowanie ciężkim czółnem. Spodziewałem się, że grizzly zablokują mi przejście lub zwalone drzewo wywróci mnie do lodowatej wody. Ale w końcu, po pewnym czasie przestałem się bać i skupiłem się na chwili. Znalazłem dobre miejsce na biwak i rozpaliłem ognisko. Tamtej pierwszej nocy napisałem w swoim dzienniku: „Dzień 1. Rozpocząłem moją podróż. Rzeka Orzeł wezbrała od niedawnych deszczy. Kieruje się na północ. Powinien wpłynąć do rzeki Jeżozwierz za kilka tygodni… mam nadzieję.”

Kładąc się na noc (z Winchesterem u boku) wyobraziłem sobie Kajtka i Koko siedzących przy moim ognisku i zasnąłem z uśmiechem – „nie jestem sam, oni mnie chronią”.

Fragment mojego dziennika, 1980 Yukon, Kanada

 

 

 

 

 

Stary i wierny kompas, między kartami pamiętnika mojej podróży do Jukonu. Ten kompas to mój amulet na szczęście. Pokazuje mi, że bez względu na wszystko zawsze mogę znaleźć drogę do domu!

 

 

Tłumaczenie z języka angielskiego: Ashika