Jest zimowy wieczór w roku 1974. Nie mogę się doczekać, by pochwalić się rodzicom, że właśnie poznałem Janusza Christę i nawet rozmawiałem z nim o mojej kolekcji (więcej w moim pierwszym wpisie pt. “Prorocza rozmowa”).
Na kuchennym stole kładę wielki tom “Kajtka-Majtka” i teatralnym gestem otwieram go na stronie z dedykacją od mojego idola: “Pełen podziwu dla wytrwałego zbieracza”.
Mama jest pod wrażeniem, tato pęka z dumy. Wypytują mnie o szczegóły: jak wygląda pan Christa? co powiedział? Jestem przejęty, chcę im wszystko dokładnie powtórzyć… “Mówiłem panu Chriście, że niedługo wyjeżdżamy do Kanady… a on na to, że Kajtek i Koko też mogą ze mną jechać i…”
“Co takiego?!” – wrzeszczy ojciec i twarz mu czerwienieje.
W tym momencie dociera do mnie co zrobiłem. Złamałem dane rodzicom słowo, że nigdy i nikomu nie zdradzę planów wyjazdu do Kanady. Bo niby dlaczego mielibyśmy porzucać wspaniałe miejsce, jakim była socjalistyczna Polska, na rzecz zgniłego kapitalistycznego Zachodu?!
Tamtego dnia wydarzyła się “wielka wsypa”, a ja dostałem za nią porządną burę! Na osłodę został mi tylko odręczny wpis Christy w albumie: “Pełen podziwu dla wytrwałego zbieracza”.
Fragment mojego dziennika z 1975 r.
Dopiero po latach zrozumiałem czemu owego pamiętnego dnia rodzice zareagowali w ten sposób.
Emigracja do Kanady była dla nich skomplikowaną, pełną wyzwań operacją. Dobrze pamiętam jak rosyjskie czołgi kruszyły gdańskie jezdnie podczas pacyfikacji strajku stoczniowców. Mój tato spędził wtedy w Stoczni kilka nocy, bo nie wolno było wychodzić na ulice. Gdy wrócił do domu, rodzice do późna o czymś szeptali. Byłem chłopcem, ale wyczuwałem ich lęk o los dwójki dzieci.
W końcu jednak Polska osiągnęła pewną “stabilizację”. Nowy przywódca, Edward Gierek, zdołał utrzymać Rosjan na dystans.
Nam też powodziło się coraz lepiej, głównie dlatego, że tato był ekonomistą, a mama lekarką. Mieliśmy własne mieszkanie, lodówkę, a nawet samochód! Kiedy ojciec oznajmił komunistycznym urzędnikom, że zamierzamy przenieść się do Kanady, dostał propozycję, by zostać informatorem. Obiecano mu nawet atrakcyjną pracę za granicą, ale ofertę odrzucił. Wtedy zaczął się dla niego koszmar. Grożono mu, że z racji zatrudnienia w Stoczni nasza rodzina nigdy nie dostanie pozwolenia na wyjazd z Polski. W pracy miał nieprzyjemności, ktoś wyśmiał go za odmowę współpracy z władzą ludową. Był kompletnie przybity.
Równolegle mama swoimi kanałami starała się zdobyć od rodziny w Vancouver dolary, żeby zapłacić za paszporty i wizy (naturalnie pod stołem). 2000 USD to była dla nas ogromna suma. Parę tygodni później mieliśmy wszystkie dokumenty. Dało się je załatwić niemal od ręki. Wtedy zaczęliśmy snuć poważne plany.
Pamiętam jak z kilkoma bagażami wsiadaliśmy do samolotu w Warszawie. Ściskałem pod pachą jeden z tomów Kajtka, reszta leżała spakowana w walizce. Teraz widzę jakim dziwactwem było przeznaczenie całej walizki na moją kolekcję.
Ojciec przez całą drogę oglądał się za siebie, a kiedy w końcu dotarło do niego, że samolot nie zawróci do Polski, zalał się łzami.
Przez następne lata rodzice rzadko rozmawiali o tamych dniach. Mama musiała wznowić studia medyczne w Kanadzie i po nostryfikacji dyplomu została cenioną internistką w Vancouver. Oboje wiele poświęcili, by przede mną i moją siostrą otworzyć fascynujące możliwości. Ja chciałem odkrywać przebogatą kanadyjską przyrodę i rysować, zaś moja siostra uwielbiała książki, dzięki którym mogła później zostać archeolożką. Trudno znaleźć słowa, by opisać naszą wdzięczność dla rodziców.
W tym miesiącu mój ojciec kończy 95 lat, dlatego ten wpis chcę zadykować właśnie jemu! Wszystkiego najlepszego, drogi Tato!
Fragment mojego dziennika, Yandoit, Australia, 2020
Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Janicz